Wiem, tytuł brzmi aż nazbyt górnolotnie, ale tak wyszło, więc niech tak już zostanie.
Być może nie mam do powiedzenia niczego odkrywczego, ale to takie moje spostrzeżenie, które z obecnej perspektywy wydaje się dosyć istotne (tj. dla mnie). Bardzo się cieszyłam na ten wyjazd (i nadal się ciesze, żeby nie było wątpliwości!) i z pełną świadomością się podejmowałam tego, wiedząc że raz będzie lepiej a raz gorzej - jak w życiu. To jest niesamowite, że można się znaleźć w zupełnie obcym państwie, obcym mieście, z obcymi ludźmi, z prawie nieznanym sobie językiem i czuć się w nim całkiem nieźle! Wszystko jest nowe, interesujące, piękne, fantastyczne (lubię to słowo!) i inne niż w domu. Czasami jest smutno, że nie można się tym zachwytem podzielić z najbliższymi, pociągnąć za rękaw i krzyknąć "a patrz tam, jakie ładne!", ale zawsze zostają zdjęcia i kontakt przez skypa :) Zresztą to czasami jest, jak sama nazwa wskazuje, niezbyt często i to wtedy gdy mimo tysiąca pomysłów, nie wiem co ze sobą zrobić. A poza tym? Poznaję nowych ludzi, nowe miejsca i samą siebie. To jest genialne! Otwierają się oczy na świat, dostrzega się nowe perspektywy i możliwości, aż brak słów. A kryzysy i inne problemy i problemiki? Pokonując je, można się wiele nauczyć, albo przynajmniej ma się co wspominać i z czego się śmiać. Już nigdy nie zapomnę gdzie jest peron 2est na Termini i będę pamiętała że nastawienie budzika na 7.50 jest kiepskim rozwiązaniem gdy zajęcia zaczynają się o 8.00 ;) Także idę dalej, głowa do góry, kradnę entuzjazm od innych, którzy tak jak ja pojechali w ciepłe kraje, a świat stoi przede mną otworem! Nic tylko lecieć.
Lubię to! :D
OdpowiedzUsuń