wtorek, 10 września 2013

Wzloty i upadki - tj. uczę się latać.

Wiem, tytuł brzmi aż nazbyt górnolotnie, ale tak wyszło, więc niech tak już zostanie.
Być może nie mam do powiedzenia niczego odkrywczego, ale to takie moje spostrzeżenie, które z obecnej perspektywy wydaje się dosyć istotne (tj. dla mnie). Bardzo się cieszyłam na ten wyjazd (i nadal się ciesze, żeby nie było wątpliwości!) i z pełną świadomością się podejmowałam tego, wiedząc że raz będzie lepiej a raz gorzej - jak w życiu. To jest niesamowite, że można się znaleźć w zupełnie obcym państwie, obcym mieście, z obcymi ludźmi, z prawie nieznanym sobie językiem i czuć się w nim całkiem nieźle! Wszystko jest nowe, interesujące, piękne, fantastyczne (lubię to słowo!) i inne niż w domu. Czasami jest smutno, że nie można się tym zachwytem podzielić z najbliższymi, pociągnąć za rękaw i krzyknąć "a patrz tam, jakie ładne!", ale zawsze zostają zdjęcia i kontakt przez skypa :) Zresztą to czasami jest, jak sama nazwa wskazuje, niezbyt często i to wtedy gdy mimo tysiąca pomysłów, nie wiem co ze sobą zrobić. A poza tym? Poznaję nowych ludzi, nowe miejsca i samą siebie. To jest genialne! Otwierają się oczy na świat, dostrzega się nowe perspektywy i możliwości, aż brak słów. A kryzysy i inne problemy i problemiki? Pokonując je, można się wiele nauczyć, albo przynajmniej ma się co wspominać i z czego się śmiać. Już nigdy nie zapomnę gdzie jest peron 2est na Termini i będę pamiętała że nastawienie budzika na 7.50 jest kiepskim rozwiązaniem gdy zajęcia zaczynają się o 8.00 ;) Także idę dalej, głowa do góry, kradnę entuzjazm od innych, którzy tak jak ja pojechali w ciepłe kraje, a świat stoi przede mną otworem! Nic tylko lecieć.

1 komentarz: