Gdzieś ktoś kiedyś powiedział, że w okolicy Terni są fantastyczne wodospady, które koniecznie trzeba zobaczyć. Stąd też, kiedy podsłyszałam, że ktoś się w tamte rejony wybiera, postanowiłam wykorzystać okazję, żeby dotrzeć tam z kimś, kto na temat owych wodospadów ma większe pojęcie niż ja. Kwestię tego, kto ostatecznie wiedział więcej trudno rozstrzygnąć, ale kto by się przejmował drobiazgami.
Zaczęło się od tego, że na dworzec przybiegłyśmy pięć minut przed odjazdem pociągu, a automat biletowy zacinał się niemiłosiernie i nie chciał współpracować, co wobec widoku czekającego już pociągu budziło wielki niepokój i stres. Na szczęście wszystko się udało i pojechałyśmy. Udało się też potem namierzyć autobus, który docierał we wspomniane miejsce, mimo że nie było go na żadnym rozkładzie jazdy. Miejscowa młodzież pomogła nam też wysiąść we właściwym miejscu. Czy wspominałam już, że tutaj nie ma rozkładu przystanków w autobusie? I wszystkie przystanki są na żądanie...
Wodospad już z daleka zachwycał, choć jak się okazało, nie było to jeszcze to, co miałyśmy podziwiać. Trzeba było jeszcze wydać majątek na bilet wstępu do parku i gotowe! Dołączona ulotka głosi, że podziwiany przez nas wodospad ma 165 metrów wysokości, 3 piętra/progi (?) i jest największym wodospadem w Europie. Nie jest to jednak czysta natura a dzieło ludzi, którzy stworzyli wodospad jeszcze w III w p.n.e w celu ochrony jednego z miast przed zalaniami. Od połowy XIX wieku wodospad jest częścią elektrowni wodnej. Tyle informacji, czas na wrażenia.
Wodospad jest wysoki i połączenie spadającej z wysoka wody, z piękną zielenią już samo w sobie podnosi na duchu i napawa zachwytem. Pani w okienku, przekazała nam jednak informację, że dopiero o 15.00 będzie spuszczona woda, cokolwiek miało to oznaczać. Mając jeszcze sporo czasu, postanowiłyśmy wyruszyć jedną z pięciu tras, żeby przyjrzeć się wodospadowi w innych perspektyw. Byłam zaskoczona wilgocią jaka panowała na trasach i mokrymi schodami, ale pomiędzy skałami, gdzie jeszcze przepływa woda jest to całkiem naturalne.... Najbardziej dziwili nas ludzie, którzy uzbroili się w parasole i peleryny przeciwdeszczowe. Na co tyle zachodu????
Punktualnie o 15.00 ustawiłyśmy się w miejscu z najlepszym widokiem na wodospad. I rzeczywiście, w ciągu kolejnych minut wody było coraz więcej i więcej i więcej i więcej. Spadająca z wysoka woda, odbijała się od skał i wody płynącej tworząc w powietrzu taką sympatyczną mgiełkę z kropel wody. Było to bardzo piękne! Zabawne było to, jak szybko człowiek robił się cały mokry! Byłam baaaaaardzo ciekawa jak wygląda cała reszta wodospadu i te drogi, którymi chodziłyśmy wcześniej! Oczywiście kwestia płaszczy przeciwdeszczowych i parasoli została wyjaśniona. Nie wyposażone w takie dobra byłyśmy całe mokre, ale jak jest gorąco to takie drobiazgi nie są istotne. Wodospad jednak z dołu wyglądał najlepiej, z góry nie robiła takiego wrażenia. Obeszłyśmy wszystkie trasy i dopadło nas zmęczenie. Było już późno i urocza wodna mgiełka przestała być urocza, bo sprawiła że było baaaardzo zimno.
Nie zdążyłyśmy wejść do miasta, żeby zobaczyć jak wygląda. Tylko tyle, co można było podziwiać z okien autobusu. Jak dojechałyśmy do Perugii minimetro już nie działało. Ale po tylu dniach spędzonych w mieście, nazwy przystanków czy placów nie są już ogromną zagadką i nie było problemu z wyborem autobusu, który zawiózł nas w pobliże domu :)
Aparat jednak trochę zawiódł i nie poradził sobie z kolorami :(
wodospad przed 15.00 |
zaraz się zacznie |
po 15.00 |
widok z góry |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz