Prawdopodobnie w czwartek dostaniemy nową lodówkę. Wreszcie! Życie bez niej jest oczywiście możliwe, ale jednak dosyć uciążliwe. Zwłaszcza gdy wystawianie jedzenia za okno wcale nie gwarantuje niższej temperatury niż w domu. Najlepsze jest to, że Włosi przychodzili popatrzeć sobie na lodówkę myśląc, że poziom 2 chłodzi lepiej niż poziom 7 i dopiero technik stwierdził, że nic się nie da zrobić. Zaś w międzyczasie jedna Polka usłyszawszy o naszym problemie bez oglądania wiedziała co jest problemem i że konieczny będzie zakup nowego urządzania! I oczywiście, jeżeli ktoś się zapowiada że przyjdzie między pierwszą a piątą, to pojawi się za pięć piąta, jeżeli w ogóle...
W ramach rozrywki, odreagowania, zwiedzania i długiego weekendu zdecydowałyśmy się pojechać nad morze. Zwłaszcza, że nie jest to daleko. Było nawet kilka możliwości jeżeli chodzi o wybór stacji wysiadkowej! Wybrałyśmy tę, przy której były narysowane drzewka, a co! Pogoda dopisała, ale raczej w tym sensie, że nie padało i było idealnie na podziwianie morza bez obecności innych turystów. Chyba pierwszy raz widziałam na plaży czarny piasek. Dosyć dziwny jak dla mnie, ale zawsze piasek. Po spacerze i zjedzeniu ciastek (ciastka zawsze i wszędzie) zdecydowałyśmy na zachód słońca wrócić innym razem.
Udało mi się też zrobić pierwsze podejście do Muzeum Watykańskiego. Chyba będę musiała tam wrócić, bo turystów było od groma albo i więcej, co znacznie obniżało komfort zwiedzania. No i niestety w czasie takich wypraw wychodzi brak przygotowania do zwiedzania. Ale żeby nie było, nie miałam czasu poczytać ponieważ dowiedziałam się bardzo późno o tej wyprawie. Niemniej jednak nie żałuję. Było miło, a poza tym nawet nie wiedząc za dużo wciąż można podziwiać! A jest co oglądać!
Za nami też pierwsze wspólne poważne zmagania kulinarne. Oczywiście jakieś obiady jadłyśmy żeby nie było, ale tym razem była potrzeba przygotowania czegoś specjalnego. W ten sposób powstała pyszna lasangna i jeszcze lepsza tarta czekoladowa! W związku z tym pierwszym postanowiłyśmy odwiedzić naszą przeuroczą sąsiadkę myśląc, że może jest w posiadaniu odpowiedniego naczynia do zapiekania takich potraw. Niestety, pani nie dysponowała takimi ogromnymi naczyniami, ale pomogła nam wpaść na pomysł użycia jednorazowych foremek aluminiowych, które można dostać chyba w każdym większym sklepie.
Z ciastem też nie było tak łatwo. Czytanie przepisu wyglądało następująco: mikserem (nie mamy miksera, może blender przejdzie) ucieramy masło w misce na gładką, puszystą masę (dobrze, że lodówka nie działa, to masło w samo w sobie jest w porządku teraz). Wsypujemy cukier waniliowy (nie ma), cukier puder (nie ma, ale jest zwykły; nie mamy normalnej szklanki, może ta dziwna jest większa od normalnej czy mniejsza?) i miksujemy (może lepiej łyżką, żeby nie popsuć blendera?). Wsypujemy zmielone migdały (nie ma), sól oraz aromat waniliowy (nie ma) (...). Ale żeby nie było wątpliwości, to powtórzę, że ciasto wyszło przepyszne!
I tym smakowitym akcentem kończę. A nie, jeszcze jedno! Targ owocowo-warzywno-rybno-mięsny i nie wiadomo co jeszcze został namierzony! Ceny rzeczywiście niższe, wybór ogromny i jakbyśmy wiedziały wcześniej to kupiłybyśmy orzechy do ciasta ;)
Kraków? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz