piątek, 31 stycznia 2014

Tour po szopkach

Obchody święta "Trzech Króli" we Włoszech są nieco inne niż w Polsce. Jednakże wracając do Rzymu kilka dni potem, nie było mi dane zobaczyć żadnego orszaku, ani świętowania na Piazza Navona. Było też już za późno, żeby załapać się na mega przecenę panetone z czekoladą. A dodatkowo istniało duże prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższych dni poznikają także szopki z kościołów! Toteż pierwszy powrotny weekend upłynął pod znakiem zaglądania do kościołów i "polowania" właśnie na szopki ;) Była to też świetna okazja, żeby odwiedzić kościoły, do których wcześniej nie trafiłyśmy ;)

Na drugą część wycieczki się nie załapałam, bo wylądowałam w łóżku z gorączką ;( Na szczęście udało mi się uniknąć wycieczki do włoskiego lekarza (co swoją drogą mogłoby być dosyć interesujące ;) ). 

Zależało mi też na szybkim wyzdrowieniu bo przecież było dużo na nauki, a i kolejny weekend zapowiadał się intensywnie z powodu spodziewanych gości! 

Ogólnie, dużo się działo i dopiero teraz jest chwila wytchnienia. I może nie ma mrozu i śnieżnych zasp, ale monsun rzymski od wczoraj szaleje, więc nawet nie ma co myśleć o spacerze... 


Chiesa di Santa Maria ai Monti

Chiesa Madonna di Loreto

Chiesa madonna di Loreto

Basilica di S. Andrea della Valle

Chiesa di San Pantaleo e San Giuseppe Calasanzio

Parrocchia di Santa Maria in Vallicella
Parrocchia di Santa Maria in Vallicella

Parrocchia di Santa Maria Traspontina

a ta przed Watykanem

Basilica di San Pietro in Vaticano

Basilica di San Giovanni Battista dei Fiorentini

druga część wycieczki, dziękuję fotografowi za zdjęcia ;)

druga część wycieczki, dziękuję fotografowi za zdjęcia ;)

Basilica di Santa Maria in Aracoeli

Basilica di Sant' Eustachio

Panteon

środa, 1 stycznia 2014

Zamek w Bracciano

Jak tylko się dowiedziałam, że godzinę drogi od Rzymu jest jezioro, a nad jeziorem urocze miasteczko z potężnym zamkiem, to pomyślałam, że koniecznie muszę tam pojechać. I tak w ostatnią niedzielę przed wyjazdem na święta wylądowałyśmy w Bracciano. Pogoda była wręcz wymarzona! Słońce, słońce i jeszcze więcej słońca! Cudo! 

Na pociąg się jakimś cudem nie spóźniłyśmy ;) Sama droga minęła błyskawicznie, bo zajęłyśmy się pałaszowaniem niedzielnego ciasta z cukierni pod domem. Pycha! 

Miasteczko, a przynajmniej jego centralna cześć jest na tyle nieduża, że pewnego pana z żoną spotykałyśmy ze trzy razy po drodze. Zdążył nam zrobić zdjęcie, potem powiedzieć co warto zobaczyć i jeszcze później wyjaśnił nam co widać z punktu widokowego na jezioro Lago di Bracciano. Pan cieszył się, że może nam pomóc, ale jego żona nie przejawiała już takiego entuzjazmu... 

Zwiedziłyśmy też zamek. W bardzo kameralnej grupie około dziewięcioosobowej, gdzie stanowiłyśmy prawie połowę. Nie przyczyniło się to jednak do lepszego zrozumienia włoskiej przewodniczki... :( Zamek był stary i duży, ale za to widoki były fantastyczne! A gubiąc w nim czapkę miałam możliwość szybkiego zwiedzenia go w samotności :D (a jest zakaz samotnego poruszania się po obiekcie, więc to nie byle co! ;)). Na szczęście nie zamknęli mnie tam, ale za to wypuścili w innym miejscu miasta niż resztę :)

Drogę powrotną do Rzymu spędziłyśmy w towarzystwie miauczącego kota ;)

Lago di Baracciano
Castello Orsini-Odescalchi





pomarańcze!

idą święta...


Lago di Bracciano
Lago di Bracciano
Lago di Bracciano

Lago di Bracciano

Lago di Bracciano
Castello Orsini-Odescalchi
i widok z zamku!



Castello Orsini-Odescalchi


Zachód słońca w Ostii

Podejście drugie. Za pierwszym dotarłam tylko do Ostii Antycznej, ale postanowiłam jeszcze przed wyjazdem na święta dotrzeć do Ostii współczesnej, dla zachodu słońca oczywiście, ale nie tylko. Plan udało się zrealizować, ale myślę, że jeszcze tam wrócimy! Takie widoki są jednak fantastyczne. No, przynajmniej mi się podobają i mogłabym tak częściej :) Zresztą... odrobinę się spóźniłyśmy tym razem i trzeba to poprawić :D