Jak byłam mała, dziadek twierdził, że najlepszym sposobem na
opanowanie sztuki pływania jest rzucenie mnie na głęboką wodę. W obliczu
nieuniknionego miałam zebrać wszystkie swoje siły i wydostać się na
powierzchnię. A dalej to byłaby już łatwizna! Skutkiem takiej filozofii przez
długie lata bałam się wody, a umiejętności pływackie nabyłam w stopniu iście
ograniczonym aczkolwiek głęboka strona basenu już mnie nie przeraża.
Życie jak to powszechnie wiadomo zaskakuje swoimi pomysłami
a i filozofia rzucania na głęboką wodę nie jest mu obca. Teoretycznie miałam
dosyć czasu żeby się na to psychiczne przygotować, a czy mi się to udało okaże
się później. W zasadzie już można odliczać dni do mojego wylotu. Bilet, jako
jedna z miliona rzeczy na mojej liście rzeczy do zrobienia, jest już zakupiony
co oznacza mniej więcej to samo, że termin „skoku” jest już zaplanowany.
Zastanawiam się jakie jest prawdopodobieństwo, że w wirze zajęć zapomnę, że
„mam się bać” :) Szczerze, trochę nie mogę się już doczekać!
:D:D:D
OdpowiedzUsuń:D:D:D:
Usuńasadasdasd
OdpowiedzUsuńTrzeba wierzyć w siebie, a wszystko się uda! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
J.K.